Andrzej Marchewka, założyciel i Prezes Firmy PROMAR PPH Sp. z o.o.  po 34 latach przekazuje zarządzanie spółką nowemu Prezesowi - Marcinowi Marmajewskiemu. Przejście na emeryturę to dobry czas na podsumowania. Andrzej Marchewka w rozmowie z Adamem Tubilewiczem, zastępcą redaktora naczelnego Portalu Spożywczego opowiada o swoim życiu, pasjach, rozwoju PROMAR, ludziach, którzy tworzyli i tworzą z nim firmę, a także planach na przyszłość. 
 
 
Droga do PROMAR - przez Frankfurt, Goteborg i Wiedeń
 
Andrzej Marchewka jest absolwentem Wydziału Handlu Zagranicznego SGPiS (dzisiejsza SGH) w Warszawie. Jak dziś wspomina z uśmiechem, kończąc studia nie miał nic wspólnego z żywnością, choć wkrótce miało się to zmienić m.in. z uwagi na studencki wyjazd i pierwsze gastronomiczne doświadczenia zdobyte na…wodach Bałtyku.
 
- Dzięki studenckiej organizacji AIESEC wyjechałem do Niemiec Zachodnich, do Frankfurtu. Tam poznałem Szweda, który polecił mi pracę na statkach kursujących między Travemunde w ówczesnym RFN a szwedzkim Goteborgiem. Polacy mogli wówczas wyjeżdżać do Szwecji bezwizowo. Postanowiłem skorzystać. Pracowałem w okrętowej kuchni przez całe lato. Zostały niesamowite wspomnienia i kilkaset dolarów, które po latach mocno przydały się przy zakładaniu Promar - wspomina z uśmiechem.
 
Po studenckich praktykach i wakacyjnych wyjazdach przyszła kolej na pierwsze “poważne” doświadczenia zawodowe. Andrzej Marchewka zbierał je w handlu zagranicznym. 
 
Zacząłem pracę w Centrali Handlu Zagranicznego “Universal”, która mieściła się w centrum Warszawy. Na własne oczy widziałem np. słynny wybuch Rotundy w 1979 roku. Kilka lat później wyjechałem na placówkę do Ostrany w Wiedniu. Po powrocie do kraju otrzymałem propozycję z-cy kierownika działu artykułów sportowych. Zrezygnowałem z tej posady ponieważ mój brat wyjechał na stałe do USA co przekreśliło moje szanse na karierę w handlu zagranicznym – wspomina.
 
Pierwszy kontakt z branżą spożywczą Andrzej Marchewka nawiązał w połowie lat 80. już po odejściu z Universalu trafiając do przedstawicielstwa niemieckiej firmy Vemag, której współwłaścicielem był ś.p. Lutz Ratmann.
 
Równocześnie Andrzej Marchewka próbował sił w produkcji…pieczarek.
 
- Firma nazywała się Testa i stworzyłem ją wraz z kilkoma wspólnikami. Hodowla pieczarek wymagała wówczas dużych nakładów pracy, ale po kilku latach zostaliśmy jednym z większych eksporterów w Polsce. Wysyłaliśmy je wraz z różnymi produktami rolnymi m.in. do Niemiec, Holandii czy Włoch. Uzyskaliśmy zgodę Ministerstwa Handlu Zagranicznego na zatrzymanie dewiz i import towarów rynkowych czyli realizowaliśmy tzw kompensatę. To się nam przez długi czas udawało do czasu kiedy zmarł jeden ze wspólników, Rainer Wenzlaf - wspomina Marchewka.
 
Zbliżał się koniec lat 80 - czas politycznej i gospodarczej odwilży. Słynna Ustawa Wilczka, a później reformy rynkowe wprowadzane przez Leszka Balcerowicza były okresem, w którym wielu przedsiębiorczych Polaków dostrzegło szansę dla siebie. Jednym z nich był Andrzej Marchewka.
 
- Pana Leszka Balcerowicza, również mocno związanego z SGH, bardzo cenię.
Jednakże częste i niespodziewane dewaluacje złotówki utrudniały nam zakup koniecznej ilości dewiz. Po kilku latach Testa upadła z powodu  śmierci Rainera. Zostałem więc tylko z przedstawicielstwem Firmy Vemag. Warto dodać, że w 1984 roku moja rodzina powiększyła się o syna Mikołaja, a w 1991 o córkę Weronikę. To był czas, gdy zacząłem myśleć o nowym biznesie, o czymś, co przetrwa. W 1989 roku postanowiłem założyć z Janem Pietruchą nową firmę, która miała zająć się przedstawicielstwem handlowym także innych producentów maszyn i urządzeń dla przetwórstwa spożywczego - wspomina.
 
Tak właśnie powstał PROMAR. Jak nietrudno zauważyć, nazwa nowej spółki, podobnie wielu innych polskich firm zakładanych w tamtych czasach, powstała poprzez połączenie nazwisk założycieli. Z drobną korektą, bo jak wspomina Andrzej Marchewka “Promar” brzmiał lepiej niż “Pimar”.
 
Początki FIRMY PROMAR
 
Pierwsza siedziba Promar mieściła się przy ul. Kaniowskiej na warszawskim Żoliborzu.
 
- Wynająłem segment i zatrudniłem panią Genowefę Weiss, którą dobrze znałem z przedstawicielstwa. Była germanistką z wykształcenia, co miało kluczowe znaczenie, ponieważ firmy, które były naszymi partnerami pochodziły w większości właśnie z Niemiec. Od początku uczestniczyliśmy w targach Polagra, największym wówczas wydarzeniu branżowym, z Vemagiem, Treiffem i całą grupą firm niemieckich. Dzięki temu złapaliśmy wiatr w żagle. W czasie targów Polagra wynająłem całą halę (ok. 500 mkw.) i postawiłem tam mały kompletny zakład przetwórstwa mięsnego (głównie produkcja parówki). Obsługi nauczyłem się sam, a fakt, że potrafiłem zademonstrować klientom jak zrobić parówkę na takich maszynach okazał się kluczowy. To był ogromny sukces, ludzie przychodzili z siatkami pieniędzy - chcieli mieć już zaraz to samo u siebie, a pamiętajmy, że wówczas dopiero zniesiono kartki, po kilku dekadach niedoborów społeczeństwo było “głodne” mięsa - wspomina Marchewka.
 
Sprzedaż maszyn i urządzeń na większą skalę wymagała jednak odpowiedniej infrastruktury. W tym celu Andrzej Marchewka  przejął dział obsługi maszyn z Zakładu Obsługi Technicznej Przemysłu Mięsnego w Chorzowie.
 
- Chciałem żebyśmy jako pierwsi na rynku zaoferowali profesjonalny serwis maszyn i urządzeń. Mój wspólnik, pan Pietrucha, był szefem Zakładu Obsługi Technicznej Przemysłu Mięsnego w Chorzowie. Przejąłem stamtąd dyrektora Jerzego Kuwaczkę wraz z zespołem. Jerzy stał się filarem technicznego rozwoju Promaru. Co ważne, przekonał do tego swoich ludzi, bowiem w tamtych czasach wiele osób bało się pójść do “prywaciarza”. W Rybniku w zakładach mięsnych wynajęliśmy dwa pomieszczenia dla serwisu Promaru wraz z magazynem części zamiennych, sprzedawaliśmy także używane maszyny. Każdy, kto kupił nasz sprzęt, miał gwarancję, że będzie on serwisowany i że nie będzie z tym kłopotu. To była podstawa naszego sukcesu - mówi Marchewka.
 
W tym dynamicznym okresie dla rozwoju Promaru wykrystalizowały się dwa kluczowe obszary działalności firmy na długie lata. Jako jedyna firma w Polsce Promar łączył bowiem sprzedaż maszyn i urządzeń ze sprzedażą, a później także produkcją dodatków do żywności. O tym jednak opowiemy za chwilę.
 
Na początku lat 90. dzięki odważnym decyzjom Andrzeja Marchewki Promar rozwijał się niezwykle dynamicznie. W tym czasie potężne przeobrażenia przechodziła też cała polska gospodarka. Na miejsce państwowych zakładów przetwórstwa mięsnego powstawały firmy prywatne, a do Polski wchodziły zagraniczne koncerny, które starały się obsłużyć olbrzymie zapotrzebowanie Polaków na mięso i wędliny. Promar nie pozostawał w tyle, a coraz szersza działalność firmy i rosnąca liczba klientów szybko wymusiły na Andrzeju Marchewce kolejne kroki. 
 
- Z Kaniowskiej przeprowadziliśmy się na ul. Kazimierzowską do budynku Społem, gdzie wynajęliśmy całe piętro. Chwilę potem i to miejsce okazało się zbyt małe, kupiłem więc nieruchomość w Łomiankach, dokąd przeprowadziliśmy się z Mokotowa i jesteśmy do dziś. Żyłem dniem bieżącym, dbałem o to żeby biznes się rozwijał, w szczególności o wysoką jakość serwisu, zwłaszcza, że obok nas rosła konkurencja. Powstawały przedstawicielstwa kolejnych zachodnich producentów maszyn, ale i nowi polscy producenci, do których wkrótce dołączył też Promar. Wzrastaliśmy razem z polskimi firmami mięsnymi jak JBB Bałdyga czy Tarczyński, ale też wieloma mniejszymi i średnimi zakładami rzemieślniczymi - dodał.
 
Był to intensywny czas dla samego Andrzeja Marchewki, który m.in. osobiście sprowadzał z Chin jelita naturalne do wędlin, a jednocześnie uruchamiał w Polsce kolejne projekty Promaru. 
 
- W Zabrzu wynajęliśmy pomieszczenia od upadającej kopalni, gdzie zaczęliśmy produkować własne komory wędzarnicze oraz środki chemiczne do czyszczenia maszyn. W obszarze dodatków do żywności doszła współpraca z niemiecką firmą Giullini, producentem fosforanów i fosfatów - mówi.
 
W 1999 rok większościowym udziałowcem Promaru została firma Poly-Clip System GmbH, producent klipsów i maszyn których Promar był przedstawicielem. W ten sposób Promar uzyskał dostęp do wiedzy i technologii z całego świata oraz wsparcie dla dalszego rozwoju.
 
Promar w XXI wieku - przez Grodno i Kalisz do Zawiercia
 
Kolejnym kamieniem milowym dla Promaru było wydzierżawienie w 2000 roku zakładu w Kaliszu po firmie Miromar, gdzie uruchomiono własną produkcję przypraw i dodatków do żywności. 
 
W latach 2013-14 Promar rozpoczął realizację dużego projektu na Białorusi. Tak wspomina to Andrzej Marchewka:
 
- W tamtym czasie poza Chinami prowadziliśmy spory eksport maszyn na Wschód, głównie do Rosji i na Białoruś. Zaproponowano nam wybudowanie zakładu w Grodnie o wydajności kilkuset ton, wyspecjalizowanego w produkcji salami. Wymagało to sporo zachodu, ale się udało. Pomogło mi doświadczenie z handlu zagranicznego. Kluczowe było uzyskanie linii kredytowej obsługiwanej przez BGK. Nasz przedstawiciel Edmund Mura spędził w Grodnie ponad pół roku. Było to duże wyzwanie dla obu stron - łącznie z Polski wysłaliśmy tam 150 tirów! Oddaliśmy zakład do użytku pod koniec 2014 roku. Należy on oczywiście do Państwa Białoruskiego, ale z powodzeniem funkcjonuje do dziś - dodaje.
 
Projekt na Białorusi Marchewka uznaje dziś za jeden z najważniejszych kamieni milowych w historii Promaru. Dlaczego? Pieniądze, które spółka zarobiła na tej inwestycji Marchewka postanowił od razu zainwestować w rozwój firmy. Dlatego Promar w 2012 r zakupił zakład produkcji przypraw w Koziegłowach od firmy BJ Products.
 
- Kalisz już nam nie wystarczał. Kupiliśmy więc zakład z wieloletnim doświadczeniem na rynku. Nie mogliśmy czekać na organiczny wzrost, nauczenie się technologii produkcji przypraw itp. Jednak szybko okazało się, że dynamiczny rozwój sprzedaży spowodował, że i te dwa zakłady nam nie wystarczały - dodaje.
 
W ten sposób Promar pojawił się w Zawierciu, gdzie dziś znajduje się główna siedziba firmy. Dlaczego właśnie tam? Kluczowe znaczenie miała niewielka odległość - ok. 25 km - od Koziegłów, co pozwoliło zachować skład osobowy firmy.
 
- W Zawierciu kupiliśmy kilka hektarów ziemi i postawiliśmy pierwszą halę produkcyjną dodatków do żywności. Sfinansowaliśmy ją z pieniędzy zarobionych na kontrakcie białoruskim. Produkcja ruszyła w 2015 roku  - dodał.
 
Tak zaczęła się przygoda Promaru z Zawierciem, gdzie dziś znajduje się główne centrum operacyjne grupy. Tamtejszy zakład był rozbudowywany w trzech etapach. W efekcie Promar dysponuje dziś w tym miejscu niemal 1,5 ha powierzchni pod dachem. 
 
W międzyczasie Promar wybudował nowoczesne centrum serwisowe w oddalonej o ok. 90 km Czerwionce-Leszczynach, gdzie odbywają się m.in. pokazy maszyn.
 
Dziś Promar produkuje nie tylko przyprawy i środki funkcjonalne, ale też osłonki alginianowe i dodatki do żywności.
 
- Nasze specjalizacje to także paniery, przyprawy i marynaty. Jesteśmy jednym z wiodących producentów saszetek w Polsce, między innymi wytwarzamy saszetki wstęgowe, których nie trzeba dodawać ręcznie, ale można podłączyć pod maszynę. Jesteśmy też ważnym producentem osłonek alginianowych, które dostarczamy do Europy. Oprócz tego mamy w ofercie środki funkcjonalne tzw. solanki zalewowe i do nastrzykiwarek – dodaje.
 
Jednym z najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Promaru było dokonane w 2020 roku rozdzielenie dwóch kluczowych filarów działalności spółki. Działalność dotycząca przypraw i dodatków pozostała w PROMAR, zaś sprzedaż maszyn została przeniesiona do spółki Promatec.
 
- Od tego momentu minęły już trzy lata i z dzisiejszej perspektywy uważam, że to był dobry ruch. Każda ze spółek może skupić się na umacnianiu swojej pozycji rynkowej. Zarządzanie spółką Promatec przekazałem prezesowi Pawłowi Marczakowskiemu, a Promar - nowemu prezesowi Marcinowi Marmajewskiemu. Zawsze starałem się żeby Promar był strukturą, która będzie miała zaimplementowany czynnik rozwoju - mówi.
 
Dynamiczny rozwój Promaru nie przeszedł bez echa w rosnącej z roku na rok polskiej branży rolno-spożywczej. Na rynku pojawiło się wiele innych firm dostarczających dodatki do żywności czy maszyny. Andrzej Marchewka mówi wprost: To normalne.
 
- Konkurencja wyszczupla, pobudza mózg i myślenie! Jest też dobra, zwłaszcza dla końcowego użytkownika, który musi mieć wybór. Dzięki niej także my się rozwijamy, bo musimy uciekać do przodu. Kto nie idzie do przodu, ten się cofa. Dzięki niej chcemy być lepsi, robić lepsze produkty, szukać możliwości rozwoju. Przykładem jest nasza współpraca z profesorami z SGGW, dzięki której uruchomiliśmy produkcję osłonek alginianowych. Wcześniej byliśmy przedstawicielem producenta z Francji. Dziś sami zaliczamy się do czołowych producentów, mamy duży udział w rynku polskim i eksportujemy do wielu krajów UE - wskazuje.
 
Prezes Promaru zawsze starał się także integrować środowisko branżowe, np. na płaszczyźnie sportowej. To oczywiście doskonale znane w branży, a organizowane od 2003 roku Ogólnopolskie Turnieje Tenisowe PROMAR OPEN.
 
- Żyłem z branży, ale i branży starałem się oddawać. Zawsze wspierałem i byłem członkiem organizacji branżowych jak Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy RP czy Związek Polskie Mięso. 
 
Andrzej Marchewka o ludziach Promaru
 
Budowa Promaru była dla Andrzeja Marchewki, obok rozwijania zdolności produkcyjnych czy poszerzania bazy klientów, także doświadczeniem z zarządzania zespołem - W spółkach PROMAR i Promatec pracuje dziś blisko 300 osób. 
 
- Od pierwszych lat zdarzało się, że pracownicy odchodzili na swoje, co jest naturalną rzeczą. Gdy już ktoś zdobywał doświadczenie zawodowe w Promarze to nie miał kłopotu z ofertami pracy. Zawsze chciałem żeby moi pracownicy, niezależnie od szczebla, po prostu chcieli tu pracować. Oczywiście, musiałem podejmować także trudne decyzje i rozstania też były, ale myślę, że z obecnym zespołem jestem w bardzo dobrych relacjach. Rozwijając firmę starałem się żeby pracownicy mogli się w niej rozwijać, żeby byli zadowoleni. Dziś gdy na rozmowach kwalifikacyjnych pytam dlaczego pan/pani chce do nas przyjść, często pada odpowiedź: bo tu jest dobra atmosfera. To dla mnie największa nagroda. Cieszę się, że tworzymy dobry zespół - dodał.
 
W życiu Andrzeja Marchewki niezwykle ważne miejsce zajmuje wiara.
 
- Jestem człowiekiem wierzącym, choć w relacji z Bogiem przechodziłem różne koleje losu. Na mój powrót do wiary wpłynęło jedno zdarzenie, które do dziś pamiętam bardzo dobrze. Było to w 2002 roku podczas górskiej wyprawy w Kordyliery ze słynnym himalaistą ś.p. Maciejem Berbeką. Byliśmy tam przez trzy tygodnie w grupie 16 osób. Mieszkaliśmy m.in. w schronisku położonym na wysokości 4900 m.n.p.m. wybudowanym przez włoski zakon. Przez dwa dni praktycznie nie wstawaliśmy z łóżek z powodu choroby wysokościowej. Tuż obok budynku schroniska stał 5-metrowy krzyż z jasnego drzewa. W pewnym momencie postanowiłem odłączyć się od reszty grupy i  położyłem się w nieogrzewanej stołówce na stole. Wtedy przeżyłem coś w rodzaju objawienia. Było to niezwykle głębokie przeżycie sięgające wspomnień od wczesnego dzieciństwa. To było coś, co zmieniło moje życie - opowiada.
 
Powtórne spotkanie z Bogiem Andrzej Marchewka przeżył wiele lat później za sprawą niespodziewanej wiadomości z Nowogródka, rodzinnej miejscowości Adama Mickiewicza.
 
- Pewnego dnia otrzymałem wiadomość od miejscowego proboszcza, który chciał dokończyć budowę pierwszego kościoła katolickiego na tym terenie od 80 lat. Kiedy tam pojechałem okazało się, że niemiecka fundacja zbudowała jedynie szkielet budynku w stanie surowym. Nie wiem co mnie ruszyło, ale postanowiłem ten kościół wybudować. To się udało i w 2019 roku odbyła się konsekracja kościoła, który do dzisiaj działa i służy ok. 150 wiernym z tamtych okolic. Oprócz tego udało się odrestaurować kapliczkę z końca XVII wieku, która została poświęcona w październiku 2023 roku. Było to moje powtórne spotkanie z panem Bogiem - wspomina.
 
Góry zawsze były dla Andrzeja Marchewki odskocznią od codziennych trosk i miejscem “ładowania akumulatorów”. Lista górskich osiągnięć prezesa jest imponująca i obejmuje m.in. wejścia na Kilimandżaro (5895 m.n.p.m.), Grossglockner (3798 m.n.p.m) czy dotarcie do obozu bazowego na Kalla Pattar pod Mount Everest (5600 m.n.p.m.) wraz z Jarosławem Krzyżanowskim, właścicielem dużej firmy drobiarskiej KPS Foods.
 
To właśnie z górami związane są też między innymi plany Andrzeja Marchewki na najbliższe miesiące i lata. Celem numer jeden pozostaje słynny czterotysięcznik Gran Paradiso we włoskich Alpach, którego przed laty prezesowi nie udało się zdobyć z uwagi na warunki pogodowe (śnieżyca i grad w środku lata!).
 
W pierwszej kolejności Andrzej Marchewka szykuje się jednak na…naukę języka angielskiego.
 
- W ramach prezentu imieninowego na Andrzejki jadę na Maltę na specjalny kurs angielskiego. Jeszcze na studiach na SGH opanowałem niemiecki, natomiast angielskiego nauczyłem się sam. Posługuję się nim swobodnie, bez problemu dogadywałem się np. w Chinach, ale jest to tzw. poziom komunikacyjny. Jako że po siedemdziesiątce trzeba zadbać o nowe wyzwania, w pierwszej kolejności postanowiłem podszlifować mój angielski. Najgorzej jest nic nie robić. Chciałbym też zająć się uprawą ziemi. Mój ojciec był rolnikiem i mam do tego duży sentyment. Chciałbym też poświęcić więcej czasu dzieciom i wnukom. Mam też dużo książek do przeczytania, które z braku czasu czytałem jedynie wyrywkowo - podsumował.
 
PROMAR w nowych rękach
 
Dziś Andrzej Marchewka pozostawia PROMAR w rękach następcy. 
 
- Obiecałem sobie, że przed 72 rokiem życia przekażę zarządzanie firmą. Nigdy moją ambicją nie było “przyspawanie” się do fotela prezesa, chcę dać następcom możliwości działania. Odchodzę z firmy zadowolony, pogodzony sam z sobą. Chciałbym mieć siłę do tego żeby dalej rozwijać się mentalnie i fizycznie. Chciałbym też żeby moje dzieci nie miały kłopotu z tym, co zamierzam im pozostawić - dodaje.
 
- Cieszę się, że zaczynając od zera w 1989 roku udało mi się zbudować coś dużego, co daje pracę prawie 300 osobom w naszym kraju. Najbardziej jestem dumny z tego, że wszystkie pieniądze które firma zarabiała, zostają w Polsce. Zakłady, przemysł, innowacje - to wszystko buduje siłę naszego kraju. Zawsze gdy przyjeżdżam do Zawiercia czy Czerwionki i patrzę na nasze zakłady - czuję dumę. To coś, co daje dużą satysfakcję - podsumowuje.
 
Artykuł dostepny na łamach Portalu Spożywczego 
 
 
udostępnij udostępnij


CZYTAJ RÓWNIEŻ